środa, 25 września 2019

Murzynek jesienny z orzechami i daktylami



Mam wrażenie, że to mój debiutancki wpis.
Wracam do pisania po trzech miesiącach.
Brakowało mi tych chwil spędzonych nad

klawiaturą.

Wrzesień. Już.
Nie wiem kiedy lato, tak obfite w rewolucji ciąg nieustannych, minęło.
Zmieniło się tak wiele, wiele zmian
na kolejnych stronach nowego kalendarza 2019/2020 już zapisanych.
Niektóre na czerwono, inne podkreślone, kolejne po prostu gdzieś tam uwzględnione.
Tak czy inaczej, częścią tych planów jest to,  że tu wracam. Podkreślone.
Pomimo tego, że intensywność mego pieczenia zmalała do minimum zawstydzającego,
kilka przepisów zamieszczam, pamięcią do nich wracając.
I życzę Wam, nam,  pięknej, ciepłej, pachnącej jesieni.

Zacznę od przepisu absolutnie jesiennego.
Wyłącznie dla wielbicieli ciast kakaowych, z dużą
ilością bakalii. Tak naprawdę mało wyszukane ciasto.
Nie jest wilgotne, mocno czekoladowe jak brownie,
daleko mu do puchatego, delikatnego murzynka.
Nie tak piękne jak tort Sachera, który wspominam poniżej,
z powodów bardzo konkretnych :).
To taki wypiek, do krojenia, smarowania serkiem, miodem, powidłem.
Lekki pomimo bakalii, bo zawiera bardzo mało tłuszczu.
Bardzo słodki pomimo małej ilości cukru,
ponieważ słodkości dodają mu daktyle
( dostałam paczkę od pewnej pani z Telawiwu
i okazało się, że nie zdawałam sobie sprawy, jak daktyl może być pyszny).
Bardzo aromatyczny i chrupiący dzięki orzechom, koniecznie włoskim.
Dla mnie to przyjemny akcent na dzień dobry -
zanim wyskakujemy z domu, do kawy przegryzamy po kromeczce.
Przechowuje się doskonale nawet przez tydzień.
Nie pieczcie go na uroczyste obchody urodzin ojca lub cioci, 
natomiast będzie doskonały co rano, od poniedziałku do piątku,
gdy budzi nas deszcz uderzający o parapet.

Składniki:
2 duże jajka
5 łyżek cukru
1 łyżeczka cukru ze skórka cytrynową
2 lub 3 pełne łyżki oleju
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
1/2 szklanki jogurtu naturalnego
2 łyżki musu jabłkowego ( używam takiego z tubki, dla dzieci )
2 łyżki syropu klonowego ( miodu)
4 łyżki kakao
1 łyżeczka cynamonu i przyprawy piernikowej
1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich
100 gram pokrojonych daktyli lub suszonych śliwek
wielbiciele czekolady mogą pokusić się o dodanie 1/2 tabliczki posiekanej czekolady deserowej

Wykonanie:
Przesiewamy mąkę z kakao, sodą, proszkiem do pieczenia, solą, cynamonem, przyprawami.
W kubeczku mieszamy jogurt z musem jabłkowym i syropem klonowym.
Jaja ubijamy w misce z cukrami trzepaczką na pianę, nie musi być gęsta i biała.
Dolewamy olej i ubijamy jeszcze chwilkę.
Do masy przesiewamy mąkę z dodatkami, naprzemiennie z dolewaniem jogurtu z dodatkami.
- cały czas mieszamy trzepaczką.
Powstała masa będzie bardzo gęsta. Dosypujemy orzechy, daktyle i mieszamy całość łyżką.
Przekładamy ciasto do formy keksowej - u mnie krótka,  silikonowa.
Wkładamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika
i pieczemy 45 min, do suchego patyczka.
Studzimy 5 minut w otwartym piekarniku i gotowe.
Najsmaczniejsza jest piętka - taka jeszcze ciepła.
Kto pierwszy złapie za nóż, ten to poczuje.

Aktualnie jestem w połowie keksa - jest środa, wiec do piątku wystarczy - mam nadzieję.
Wokół patery w której leżakuje,  małe dynie, większe dynie, wrzos.
Cieszą oczy, tym bardziej, że jestem bardziej udomowiona niż zazwyczaj.
Kończę urlop.
Wspominam, jak postawione na głowie zostało wszystko,
co rzekomo miało być naszym spokojnym, wyczekanym, rodzinnym wyjazdem.
Życie samo pisze scenariusze. My czasem tylko je odczytujemy.
Tak więc mając zamiar dotrzeć do Bułgarii,
co to złośliwie w Szengen się nie znalazła dotąd,
bez ważnego odpowiednio długo paszportu naszej córki
( ku przestrodze - 4 miesiące od daty powrotu!!!), 
dane było mi spróbować tortu Sachera.
Tak, tego wiedeńskiego. Wykwintnego, tradycyjnego wypieku.
Szanuję, rozumiem tych, co się lubują, natomiast osobiście - nie doceniam.
Natomiast, tarta cytrynowa która skusiła bezpaszportową córkę..eh.
Przy okazji, raz jeszcze chylę czoło przed Panią Konsul.
Wszystko w naszym życiu zależy od tego, czy na życzliwych ludzi dane nam jest trafić.
Nawet 13 w piątek.


Wrocławskie stragany już jesienią pachną.
Obrodziło dyniami.
I na ozdobę i na zupę.
I na sztuki i na kg


Wyścig z czasem, ze stresem .. niespodziewana okazja do tego by 
na mały kawałek tegoż oto wypieku wstąpić, tak przy okazji,  po drodze do Wrocławia.
Wiedeń poniekąd był po drodze :)






2 komentarze: