niedziela, 31 października 2021

Bułka z keksówki, z jabłkiem i otrębami

 
Zmiana czasu na zimowy mnie ominęła.
Nie wykorzystałam dodatkowej godziny, przez zaprogramowanie  
zegarka na dodatkowy sen. 
Zapomniałam.
Zorientowałam się, gdy bułka już rosła w piekarniku. 
Przykrótki, wolny poranek, 
dane mi było zatem wypełnić ciepłym, drożdżowym śniadaniem.
Prostą, nie wymagającą intensywnego zagniatania 
i wielu składników otrębowo - jabłkową bułką.
Miękka, z kostkami jabłek, które nie czynią z niej słodkiego wypieku. 
Doskonała do smarowania masłem, serkami, obkładania wędlinami. 
Konfiturami i miodem. 
Pyszna, pod warunkiem, że nie przeszkadza Wam dodatek otrębów w cieście.
Polecam na śniadanie w wolnym dniu, 
w poranki dospane, odespane i przespane.

Składniki:
proporcje na krótką keksówkę - długości około 22 cm

1 niewielkie jabłko pokrojone w drobną kostkę
200 gram mąki pszennej chlebowej
1/3 szklanki otrąb pszennych
20 gram świeżych drożdży
2 płaskie łyżki cukru
2 płaskie łyżki oleju
2 łyżeczki soli
2/3 szklanki ciepłej wody ( może być pół na pół z mlekiem )

Wykonanie:
Do miseczki wkruszamy drożdże, zasypujemy je łyżką cukru, 
wlewamy około 1/3 szklanki letniej wody, wsypujemy łyżkę mąki i mieszamy.
Przykrywamy zaczyn ściereczką i odstawiamy na około 10 minut, do wyrośnięcia.

Do większej miski przesiewamy mąkę, wsypujemy otręby, 
pozostały cukier, sól, wlewamy olej.
Dodajemy wyrośnięty zaczyn i początkowo mieszamy łyżką, 
dolewając wodę lub wodę z mlekiem,  kontrolując gęstość ciasta. 
Gdy będzie wystarczająco wilgotne i zwarte
wsypujemy kostki jabłuszka i zagniatamy przez kilka minut ręką.
Wystarczy dwie, trzy minuty zagniatania, 
by powstała niewielka, dość lepka kula.
Wstawiamy ją w misce do piekarnika, 
do 50 stopni, na około 30 minut, do podwojenia objętości.
Po tym czasie wyciągamy, raz jeszcze zagniatamy lub odpowietrzamy łyżką, 
mieszamy chwilkę i przekładamy do przygotowanej formy keksowej. 
Ponownie wkładamy do piekarnika, do 50 stopni i obserwujemy.
Gdy podrośnie do brzegów formy, 
zwiększamy temperaturę do 180 stopni. 
Moja bułka piekła się od tego momentu 25 minut.
Po 5 minutach od wyłączenia piekarnika,
wyciągamy wypiek do przestudzenia.
Świeża, lekko ciepła jest przepyszna. 
Nie skojarzy Wam się z mleczną chałką - nie ma w niej jajek i masła. 
To bardziej kategoria chlebków, dobrych do wszystkiego. 
Dziś kolejny, spokojny poranek, już z kontrolowanym upływem czasu.
1 - wszy listopad.
Pamiętajmy tych, którzy odeszli, uśmiechając się do tego, 
co dobrego w nich dostrzegaliśmy.
I doceniajmy to w ludziach, którzy przy nas trwają.
Czas nam przeznaczony, by o tym pamiętać, niestety poza nasza kontrolą.










czwartek, 28 października 2021

Biszkopt migdałowy z masą jogurtową i granatami




Wciąż szukam kategorii dla tego wpisu.
Tej, która ułatwia podjęcie decyzji o tym, że to właśnie to ciasto. 
Nakłaniam Was zatem do przetestowania tego przepisu,
z pełnym przekonaniem, ale na razie bez kategoryzowania.
Kompozycja przyjemna, lekka i wyważona.
Masa delikatnie kwaskowata dzięki jogurtowi greckiemu.
W tym lekkim kremie chrupiące beziki..
Biszkopt wyraźnie migdałowy, po nasączeniu przyjemnie wilgotny. 
Konfitura żurawinowa, lekko winna, przełamuje słodycz całości. 
I pestki granatu, chrupiące i soczyste jednocześnie. I cieszą oko.
Moje ciasto nie było planowane, czy też zamawiane na szczególną okazję.
Po prostu wykorzystałam chwilę wolnego czasu.
Macie chwilkę do wykorzystania? Zapraszam.

Biszkopt:
2/3 szklanki mąki pszennej
1/3 szklanki mielonych migdałów
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 jajka L
1 cukier waniliowy
2/3 szklanki cukru
4 łyżki oleju rzepakowego
szczypta soli

Na poncz:
1/2 szklanki wody z sokiem z 1/2 cytryny i łyżką cukru

Masa jogurtowo - śmietanowa:
300 ml śmietanki 36 % ( ewentualnie 30 % )
300 gram kremowego jogurtu greckiego
1 opakowanie śmietan - fixu ( przy ubijaniu śmietanki 30 %)
1/2 szklanki cukru pudru
sok i skórka starta z jednej cytryny 
3 łyżki cukru do zagotowania z sokiem cytrynowym
konfitura żurawinowa
50 gram małych bezików
1 średni, dojrzały, soczysty granat

Wykonanie:
Biszkopt:
proporcje na blaszkę 24 cm / 24 cm lub tortownicę o podobnej powierzchni

Jajka, bez rozdzielania na żółtka i białka, w temperaturze pokojowej,
ubijamy razem z cukrami na biało, około 10 minut.
Gdy masa zgęstnieje, stanie się lśniąca i jasna, wlewamy powoli olej, 
cały czas miksując na wolnych obrotach.
Następnie przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia, 
wsypujemy migdały i mieszamy całość szpatułką, 
uważając by ciasto nie opadło.
Gotową masę przelewamy do przygotowanej formy 
( posmarowana tłuszczem i oprószona mąką )
i pieczemy w 175 stopniach około 25 - 30 minut, na rumiano. 
Po wyłączeniu piekarnika zostawiamy w nim biszkopt przez około 10 minut, 
otwieramy drzwiczki i studzimy kolejne 10 - 15 minut.
Po tym czasie wyciągamy i czekamy, aż wystygnie zupełnie, 
przed przekrojeniem na dwa równe blaty.

Masa:
W małym rondelku zagotowujemy sok z cytryny z 3 łyżkami cukru. 
Ściągamy z palnika, dodajemy 3 - 4 łyżki śmietanki i studzimy.
Pozostałą, mocno schłodzoną śmietankę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem, 
pod koniec ubijania dodajemy śmietan fix.
Kolejno, cały czas miksując na wolnych obrotach dodajemy 
przestudzony sok cytrynowy ze śmietanką,
schłodzony jogurt grecki, skórkę cytrynową
i miksujemy tylko do połączenia, nie ubijamy masy zbyt długo.
Powinna stać się kremowa, gęsta i gładka.
Na koniec wrzucamy beziki i delikatnie, łyżką łączymy je z całością.

Składanie tortu:
Biszkopt przekrajamy na dwa równe blaty. 
Dolny wkładamy do formy, obficie nasączamy ponczem z wody i soku cytrynowego. 
Wykładamy 2/3 masy jogurtowo - bezowej 
i przykładamy drugim blatem biszkoptowym, 
ponownie ponczujemy, smarujemy cienką warstwą konfitury żurawinowej. 
Na konfiturę wykładamy równo pozostałą masę.
Powierzchnię ciasta posypujemy dość gęsto pestkami soczystego granatu. 
Ciasto powinno przeczekać noc w lodówce, 
smaki przenikną się, a masa nabierze właściwej konsystencji.

Biszkopt można przetrzymać w lodówce nawet trzy dni - wiem, 
bo po tym czasie znalazłam jeden zapomniany kawałek
zapakowany w folię, na zasłoniętej sałatą półce lodówkowej.
Był nadal pyszny.
Myślę wciąż o tym kategoryzowaniu. 
Najbliżej mu do tortu
- bo przecież jest i masa i biszkopt i prezencja odpowiednia.
Tort, z kategorii proszących o powtórkę, 
bez jakichkolwiek zmian i eksperymentalnych ulepszeń.







wtorek, 26 października 2021

Tort kawowy z masą z czekoladek Malaga




Tort powstał, by dogodzić podniebieniu wielbicielki kawy 
i kultowych czekoladek malaga.
Z okazji imienin.
Prezentem imieninowym, kilka dni wcześniej była wypełniona 
właśnie tymi czekoladkami torebeczka. 
Tort powstał z opóźnieniem - szukając przez kilka dni pomysłu na niego,
postawiłam na połączenie dwóch ulubionych smaków.
Masa malagowa jest prosta do wykonania, jej charakterystyczny smak 
nie kojarzy się z absolutnie z niczym innym, 
jak tylko tymi półkolistymi czekoladkami. 
Biszkopt kawowy stanowi wspaniałe dopełnienie. 
Nie powinien sprawiać problemów, wyrasta na idealną wysokość, 
jest delikatny i dobrze poddaje się krojeniu.
Zapraszam na malagowy tort - jeśli macie sentyment 
i słabość do tych pralinek, 
będzie dobrym wyborem na każdą okazję.

Składniki:
proporcje na tortownicę o średnicy 22 cm - 23 cm

Biszkopt kawowy:
5 jajek L
3/4 szklanki mąki pszennej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki cukru
4 łyżki oleju rzepakowego
2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej w proszku
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Wykonanie:
Tortownicę smarujemy olejem i oprószamy mąką.
Białka oddzielone od żółtek ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę, 
pod koniec ubijania stopniowo dodając cukier. 
Do zupełnie już sztywnej piany wlewamy żółtka, jedno po drugim, 
po każdym miksując około pół minuty. 
Do puszystej masy jajecznej powoli wlewamy olej, 
miksując jeszcze tylko chwilkę na wolnych obrotach.
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i kawą, 
przesiewamy stopniowo do masy jajecznej 
i delikatnie łączymy za pomocą łyżki lub szpatułki, 
masa powinna pozostać puszysta.
Przelewamy całość do przygotowanej tortownicy,
wkładamy do piekarnika nagrzanego do 175 stopni i pieczemy około 35 minut.
Po  upieczeniu zostawiamy ciasto 
w zamkniętym piekarniku przez 5 - 10 minut, 
otwieramy drzwiczki i zostawiamy wewnątrz kolejne 10 minut.
Po wyciągnięciu na blat studzimy zupełnie 
i przekrajamy na trzy równe blaty.

Poncz:
1 szklanka słodkiej, zimnej czarnej herbaty 

Masa malaga:
250 gram czekoladowego serka mascarpone
10 czekoladek Malaga
100 gram deserowej czekolady - u mnie czarne Toblerone
1/2 słoiczka konfitury agrestowej

Wykonanie:
Czekoladki tniemy na kawałki i wkładamy do naczynia, 
w którym rozpuścimy je w kąpieli wodnej.
Ustawiamy na garnku z gotującą się wodą tak, 
by dno naczynia w którym znajdują się czekoladki 
nie dotykało powierzchni gotującej się wody. 
Rozpuszczamy malagi na gładką masę mieszając szpatułką, 
ściągamy z ognia i studzimy.
Serek mascarpone w temperaturze pokojowej,
wkładamy do miski, przez chwilę miksujemy.
Łyżka po łyżce, miksując na wolnych obrotach, dodajemy rozpuszczone malagi. 
Odkładamy mikser, wsypujemy poszatkowaną drobno czekoladę i mieszamy.

Składanie tortu:
Pierwszy z trzech blatów przekrojonego biszkopta wkładamy do tortownicy, 
zapinamy obręczą i ponczujemy herbatą.
Smarujemy cienką warstwą konfitury agrestowej, 
wykładamy połowę kremu malaga, 
przykładamy drugim biszkoptem, 
ponczujemy, ponownie smarujemy warstwą konfitury 
i wykładamy większą część pozostałej masy. 
Zostawiamy jej tylko tyle, by wystarczyło na cienkie pokrycie wierzchu.
Wykładamy wierzchni blat, ponczujemy 
Górę posypałam po prostu wiórkami startej białej i deserowej czekolady.
Przed krojeniem torcik powinien spędzić noc w lodówce, 
by smaki się przeniknęły, a masa zespoliła z biszkoptowymi blatami.
Konfitura agrestowa jest rewelacyjnym 
elementem kontrastowym, kwaskowato - słodkim.
Chrupiące kawałeczki deserowej czekolady 
są przyjemnym akcentem w aksamitnej masie.
Jak wspomniałam to tort imieninowy. 
Zabrany na rodzinną kolację
do ulubionej przez Solenizantkę restauracji. Nie tylko przez Solenizantkę.
Nie pierwszy raz umożliwiono nam 
wyeksponowanie własnego wypieku w centralnym miejscu stołu.
Tym razem właśnie tort malagowy trafił na udostępnioną paterę.
Wracamy tu często. Nie tylko, by doceniać ich dobrą kuchnię. 
Przy tym samym stole przypominają się 
minione rocznice, imieniny. 
I zarysowują się plany kolejnych terminów rezerwacji.















piątek, 15 października 2021

Piernik na miodzie z masą czekoladową


Wróciłam do starego, naprawdę dobrego, klasycznego przepisu na piernik.
Z miodem, winem i karmelizowanym cukrem. 
Mocno korzenny, z każdym dniem nabierający wyrazistości.
Przy tym bardzo prosty, nie wymaga miksera, 
tylko czasu, na poszczególne etapy przygotowywania.
Dlaczego dziś, tak wcześnie rano gotowałam masę miodową,
zamiast pakować do śniadaniówki szkolnej kajzerkę?
Bo moja uczennica chora i mimo, że jej wiek uważam za wystarczający, 
by samotnie przechodziła przez proces leczniczo - uzdrowieńczy, 
dostałam opiekuńcze zwolnienie.
Za oknem mokro, wieje zimnem i liśćmi.
Jakiś czas temu przeglądałam przepisy sprzed lat, ten odłożyłam. 
Chyba właśnie z myślą o takim dniu, jak ten.
Dziś nie dodałam orzechów, inne wino trafiło do masy miodowej
a połowę piernika przełożyłam masą czekoladową. 
Nieprzyzwoicie czekoladową.
Niedługo zaczniemy zastanawiać się, 
który z pierników tym razem przeznaczymy na stół świąteczny.
To nie musi być ten. Ale może być właśnie ten. 
Cieszę się, że do niego dziś wróciłam. 
Mam wrażenie, ocieplił domową atmosferę, 
a za oknem przestało padać i wiać.

Składniki:
proporcje na formę o rozmiarach około 24 cm / 24 cm

300 gram mąki pszennej
1 pełna łyżeczka proszku do pieczenia
150 ml miodu - u mnie gryczany pół na pół z lipowym
40 gram masła - rozpuszczonego
3 jajka L
1 paczka przyprawy do piernika - u mnie niezmiennie Prymat
80 ml wina - półsłodkiego
90 gram cukru - u mnie pół na pół biały i dark muscovado

Wykonanie:
Do rondelka wsypujemy dwie łyżki cukru 
- dałam jedna łyżkę zwykłego, jedną dark muscovado i podgrzewamy, 
aż cukier zacznie się rozpuszczać. 
Gdy zrobi się płynny wlewamy wino i mieszając gotujemy, do zupełnego rozpuszczenia cukru. 
Wlewamy miód, wsypujemy resztę cukru i gotujemy jeszcze około 3 minut.
Odstawiamy z ognia, wsypujemy przyprawy, mieszamy 
i studzimy masę do letniej temperatury. 
Gdy przestygnie, wlewamy masło, mieszamy, 
dodajemy żółtka i łączymy całość trzepaczką.
Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli.
Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia, 
połowę wsypujemy do masy miodowej, mieszamy łyżką lub trzepaczką, 
wsypujemy drugą połowę, orzechy lub wybrane bakalie ( jeśli je dodajecie ).
Mieszamy do połączenia i dodajemy pianę z białek. 
Po delikatnym wymieszaniu wylewamy ciasto do formy 
-  ja tym razem wykorzystałam kwadratową,
ale poprzednio piekłam w keksówce 
( wymaga wówczas dłuższego czasu pieczenia ).
Pieczemy w 175 stopniach około 35 minut ( w keksie 45 minut ).
Po upieczeniu, po 15 - tu minutach studzenia, 
wykrójcie sobie ciepły narożny kwadracik. 
Pachnie intensywnie, chrupie i rozpływa się w ustach.
Przestudzony piernik przełożyłam, jak wspomniałam 
masą czekoladową z obłędnego przepisu.
Podaję go w oryginalne, ale do pojedynczego przełożenia, 
jak w tym przypadku wystarczy użyć połowy składników.

Składniki masy czekoladowej:
1 puszka słodzonego mleka skondensowanego 
100 gram gorzkiego kakao
500 ml mleka
250 gram gorzkiej czekolady

Wykonanie:
Mleko skondensowane przelewamy do rondelka, wsypujemy kakao 
i mieszamy dokładnie, aż się połączą. 
Wlewamy mleko, stawiamy rondel na gazie 
i doprowadzamy masę do wrzenia, mieszając co jakiś czas. 
Po 5 minutach gotowania ściągamy rondelek z gazu 
i wrzucamy połamaną w kosteczki czekoladę. 
Mieszamy do utworzenia gładkiego musu 
i przelewamy do miski, najlepiej szklanej.
Przykrywamy folią spożywczą, tak by dotykała powierzchni masy 
i odstawiamy do zupełnego wystudzenia. 
Zimna masa staje się gęsta, aksamitna, błyszcząca.
Wykorzystać ją można do tortów, do ozdabiania muffin, 
do przekładania ciast czekoladowych lub pokrywania ich powierzchni. 
Nie wymaga przechowywania w lodówce.

Mój przełożony masą pierniczek zawinięty w folię dojrzewa. 
Kusić będzie uparcie, nie wróżę mu długiego leżakowania.











wtorek, 12 października 2021

Muffiny XXL z orzechami, czekoladą i syropem klonowym



Kolejny, zapowiedziany przepis z muffinami w rozmiarze XXL. 
Poprzednio rozpływałam się nad czekoladowymi mega babeczkami, 
dziś - te pyszne ciacha w jesiennym klimacie, korzenno - cynamonowej odsłonie.
Z orzeszkami i delikatnie wyczuwalną białą czekoladą.
Miękkie, sycące, aromatyczne.
Proporcje składników, sposób wykonania 
podobny jak w przypadku muffin czeko, 
prowadzący do efektu w/g mnie doskonałego.
Tym razem upiekłam tylko trzy megamuffiny, z połowy składników.
Jedna tych gabarytów babeczka, to idealna porcja dla dwóch osób. 
Pozostaje tylko zadbać o odpowiednie towarzystwo.
Wieczór we dwoje, we dwie lub we dwóch - muffina wspólna.
Jeśli się zasiedzicie, zawsze można dzielić i drugą.

Składniki:
Proporcje na 3 - 4 wielkie muffiny

250 gram mąki pszennej
2 łyżki mąki owsianej lub zmielonych płatków owsianych
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
mieszanka zmielonych na wiórki w misie blendera :
1/2 tabliczki białej czekolady  
3/4 szklanki mieszanki migdałów i orzechów włoskich
1 łyżeczka cynamonu

2 jaja
2 łyżki cukru brązowego
3 łyżki cukru białego
2 łyżki syropu klonowego
50 ml maślanki
50 ml kwaśnej śmietany 18 %
50 ml oleju roślinnego

Wykonanie:

Do jednej miski wbijamy jaja, wsypujemy cukry, wlewamy syrop klonowy 
i ubijamy trzepaczką przez chwilkę, do rozpuszczenia cukru.
Wlewamy maślankę, kwaśną śmietanę i olej, 
roztrzepujemy ponownie, energicznie, na jednolitą masę.

Do drugiej miski przesiewamy mąkę pszenną, mąkę owsianą, 
proszek i sodę, szczyptę soli i łyżeczkę cynamonu.
Mieszamy trzepaczką do połączenia, napowietrzając suche składniki. 
Następnie wlewamy do nich mokre składniki,
na górę wsypujemy wiórki rozdrobnionych orzechów z czekoladą 
i wszystko razem mieszamy trzepaczką - szybko, 
tylko do połączenia - mogą pozostać niewielkie grudki ciasta.
Konsystencja powinna być dość gęsta.
Masą napełniamy formy do dużych muffin, 
które ja ponadto wyłożyłam papilotkami z papieru do pieczenia, 
na wypadek gdyby rosły szaleńczo, a rosły szaleńczo.
Formę z babeczkami wkładamy do piekarnika rozgrzanego 
do 180 stopni i pieczemy około 35 minut.
Po upieczeniu, zostawiamy ją 5 minut w piekarniku, 
po czym wyciągamy i studzimy.

Aktu przepoławiania i częstowania dokonujcie,
gdy babeczka jeszcze lekko ciepła, 
skórka chrupiąca, a orzechowo - cynamonowe wnętrze rozgrzewa.
Zapraszam do pieczenia i dzielenia się z kimś, kto szczęśliwie siedzi obok.
















piątek, 8 października 2021

Mini tartaletki z malinami i bezami w śmietanie


Od tygodnia planowałam te oto tartaletki. 
Przepis wycięty z jednego z tygodników, bynajmniej nie kulinarnych, 
lecz poruszających kwestie kto, z kim, gdzie i w czym. 
I proszę, taki bonus.
Przyczepiony magnesem do lodówki,
czekał do wczoraj, do spokojnego piątku.
Nie, nie jest pracochłonny i czasochłonny,
ale - w piątek wszystko smakuje lepiej. 
Tak jak i sobotnia, poranna kawa, czego właśnie tego doświadczam.
Tartaletki wczorajsze zostały wspomnieniem, 
natomiast z reszty ciasta kruchego 
( z podanych proporcji troszkę go zostanie ), wycięłam małe ciasteczka. 
Jedno leży właśnie obok, przy tej najlepszej w tygodniu kawie.

Ciasto kruche na spód:
Składniki:
proporcje na 8 tartaletek o średnicy 10 cm

20 dag mąki - dałam krupczatkę, może być tortowa
13 dag miękkiego masła
2 żółtka
2 łyżki cukru pudru
opcjonalnie skórka starta z cytryny - 1/2 łyżeczki

Masa:
200 gram śmietanki kremówki 30 %
1/2 opakowania śmietan - fix
1 łyżka cukru pudru
1 szklanka małych pokruszonych drobno bezików
1/2 słoiczka przetartej konfitury malinowej
świeże maliny 

Wykonanie:
Z podanych składników zagniatamy ciasto 
- do przesianej do miski mąki dodajemy cukier, żółtka, 
miękkie masło i zagniatamy szybko w gładką, nielepiącą się do dłoni kulę. 
Wkładamy ją do zamrażarki na 15 minut.
Po tym czasie wyciągamy, odrywamy niewielkie kawałki 
i wylepiamy dość cienką warstwą foremki na tartaletki. 
Ja użyłam metalowych, których nie smarowałam tłuszczem, 
ponieważ zawartość masła w cieście sprawi, 
że po upieczeniu i tak bezproblemowo wyciagnięcie je z foremek.
Tak przygotowane spody wkładamy do piekarnika,
rozgrzanego do 180 stopni na około 15 minut - powinny się zarumienić.
Wyciągamy z piekarnika, od razu też wyciągamy z foremek i studzimy.
Gdy przestygną, spód smarujemy łyżeczką przetartej konfitury malinowej 
i wykładamy około dwóch łyżek masy śmietanowo - bezowej.

Przygotowanie masy:
Zimną śmietankę ubijamy na sztywno z cukrem i śmietan - fixem.
Do ubitej wsypujemy pokruszone beziki, 
mieszamy, by rozłożyły się równo w całej masie. 
Dodajemy trzy łyżki pozostałej konfitury i mieszamy,
krótko - wystarczy, by powstały malinowe smugi w śmietance.
Masę proponuję przygotować i wyłożyć na przygotowane kruche spody 
bezpośrednio przed poczęstunkiem, by bezy pozostały chrupkie. 
Wierzch wypełnionych tartaletek ozdabiamy malinami, 
ja dodałam też kilka winogron. 
Są naprawdę przepyszne - spód kruchutki, intensywnie maślany w smaku.
Słodka, malinowa, lekka śmietanka z chrupiącymi kawałkami bezików, 
w zasadzie sama w sobie jest deserem, można by ją serwować w pucharkach. 
Polecam przepis teraz, gdy jeszcze na półkach sklepowych 
można znaleźć świeże, słodkie maliny, a one grają tu pierwsze skrzypce. 
W zastępstwie oczywiście można pokusić się o borówki, 
lub winogrona, ale niech czekają. 
Pierwszą wersję przetestujecie na malinowo. 
Smacznego!









środa, 6 października 2021

Doskonałe, czekoladowe muffiny XXL

 


Myliłam się.  Muffiny mogą być doskonałe.
Miękkie, delikatne, wyrośnięte do rozmiarów imponujących. 
Dotychczasowe cukiernicze powody mej frustracji, 
czyli muffiny przetestowane w kilku sprawdzonych miejscach,
okazały się osiągalnym ideałem.
Mam przepis, przetestowałam w trzech wersjach smakowych.
Wszystkie zamieszczę na blogu z ulgą i poczuciem, że dotarłam do celu.
Upieczcie je we własnym piekarniku, 
przestrzegając kilku bardzo istotnych wskazówek.
Zachęcam, miejcie z tego tyle radości, co ja.
Oto one - wskazówki do stworzenia sześciu miękkich, bardzo dużych,
pysznych, kakaowo - czekoladowych muffin.

Składniki:
wszystkie w temperaturze pokojowej

340 gram mąki pszennej
3 jajka L
200 gram cukru ( można dodać troszkę więcej )
2 pełne łyżki kakao
100 gram oleju rzepakowego
100 gram maślanki
340 gram kwaśnej śmietany 18 %
1 łyżeczka cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli
100 gram groszków czekoladowych lub poszatkowanej gorzkiej czekolady

Wykonanie:
Będziemy używać dwóch misek i jednej trzepaczki. 
Jak wspomniałam, to przepis na duże muffiny, 
dlatego potrzebujecie dużych foremek, 
nie tych standardowych na 12 babeczek. 
Ja wykorzystałam papierowe foremki, 
które dość długo leżały bezużyteczne w szufladzie.
Wyłożyłam je dodatkowo własnoręcznie robionymi papilotkami z papieru do pieczenia.

Do jednej miski wbijamy jajka, wsypujemy cukier, cukier waniliowy 
i mieszamy trzepaczką, tylko do połączenia. 
Wlewamy olej, maślankę, dodajemy śmietanę 
i ponownie mieszamy, do połączenia w jednolitą masę.
Do drugiej miski przesiewamy mąkę z proszkiem, sodę, 
dodajemy kakao, szczyptę soli i mieszamy, by dokładnie połączyły się ze sobą.
Do suchych składników przelewamy mokre, 
dosypujemy na wierzch czekoladę lub groszki czekoladowe,
i łączymy wszystko za pomocą trzepaczki, 
mieszając bardzo krótko i zdecydowanymi ruchami, 
mogą nawet pozostać niewielkie grudki. 
Zbyt dokładne mieszanie spowoduje, że muffiny staną się ciężkie i twarde.
Przygotowane ciasto, nakładamy do foremek 
- dzielimy je równo na sześć porcji. 
Porcjowałam je małą chochlą, po dwie do każdej foremki.
Muffiny pieczemy w 180 stopniach, około 35 minut. 
Po upieczeniu, zostawiamy je 2-3 minuty w piekarniku, wyciągamy i studzimy.
To oczywiście ten rodzaj wypieku, który jeszcze delikatnie ciepły, 
z chrupiącą skórką, powala.
Dzielcie się nimi, przekrawając przynajmniej na pół,
jedna muffina zjedzona bez wspólnika - naprawdę powala, już dosłownie :).












sobota, 2 października 2021

Tort marchewkowo - orzechowy z agrestem i mascarpone


Torty marchewkowe z reguły zamawiam w cukierniach.
Jeśli prezentują się zachęcajaco za witrynami, ulegam pokusie mimo obawy, 
że już w pierwszym kawałku wyczuję posmak sody, którego nie lubię.
Nie wiem dlaczego, to jedno z tych ciast, podobnie jak klasyczna W-Z ka,
które omijam, gdy planuję na stole wyeksponować 
coś wyjątkowego i sprawdzonego jednocześnie.
Marchewkowiec dla wielu jest klasyką, szczególnie z maślanym kremem, 
wykończony na wierzchu rozetką z orzeszków.
Dla mnie klasyki nigdy nie stanowił, dopiero dziś prezentuję ten, 
który mógłby się wkomponować w jej ramy.
Niewielki, naprawdę prosty do wykonania i po prostu znakomity.
Smak korzenny, orzechowy. 
Jesień otula nas od kilku dni spokojem i delikatnym ciepłem.
Polecam ten przepis wszystkim zakańczającym sezon ogrodowy, 
plenerowy lub balkonowy, na umilenie przerwy przy grabieniu liści,
robieniu porządków z uschniętymi w doniczkach pelargoniami.
Do rozgrzewającej herbaty i kieliszka czerwonego wina.
To też mój plan, na kolejny raz z tym tortem.
Bedziemy w trójkę, ciepłe koce na kolanach, 
szybko stygnąca na balkonie kawa i jeden tort.

Mocno orzechowy, słodko - kwaśny, z korzennym aromatem.
Masa - kremowa, subtelna, bez dodatku masła jak w klasycznych tortach marchewkowych.  
Ta na bazie śmietanki i serka stanowi delikatny kontrast 
dla wyraźnej w smaku i bardzo słodkiej konfitury agrestowej.
Przepis upraszcza fakt, że składniki podane są w przeliczeniu na szklanki,
więc wagi kuchenne mogą pozostać w szufladach.

Składniki:
proporcje na tortownicę o średnicy 22 cm

Ciasto marchewkowe:
4 jaja
1 szklanka zmielonych orzechów włoskich lub migdałów
1/2 szklanki brązowego cukru
3 pełne łyżki mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 szklanka startej drobno i odcisniętej marchewki
1/2 łyżeczki cynamonu
2 łyżki soku z pomarańczy
2 łyżeczki skórki startej z pomarańczy
szczypta soli do ubijania białek
kilka korzennych ciasteczek Lotus
1/2 słoiczka konfitury agrestowej

Wykonanie:

Jaja rozdzielamy, białka ubijamy na sztywno, dosypując szczyptę soli.
Do większej miski wkładamy żółtka, wsypujemy cukier 
i ubijamy mikserem na wysokich obrotach, aż zbieleją. 
Dolewamy sok pomarańczowy, wsypujemy cynamon, startą skórkę, 
wsypujemy odcisnietą z soku marchew oraz zmielone orzechy.
Mieszamy całość łyżką - masa na tym etapie będzie bardzo gęsta.
Partiami zaczynamy wsypywać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia, 
naprzemiennie z dodawaniem piany z białek, 
czyli - łyżka mąki - białka, łyżka mąki - białka, cały czas mieszając.
Gotowe do pieczenia ciasto wlewamy do tortownicy wyłożonej papierem.
Piekarnik rozgrzewamy do 100 stopni, 
zaraz po włożeniu marchewkowca temperaturę zwiększamy 
do 180 stopni i pieczemy około 50 minut.
Po wyłączeniu piekarnika zostawiamy w nim wypiek na około 5 minut,
wyciągamy i studzimy zupełnie przed przekrojeniem.
Ciasto nie wyrasta wysokie, jest puszyste i wilgotne jednocześnie. 
Po przekrojeniu na pół, uzyskacie dwa, idealnej wysokości blaty do przekładania.

Masa:
200 gram śmietanki 36 %
250 gram serka mascarpone
2 łyżki cukru pudru
2 łyżki soku z pomarańczy

Wykonanie:
Do wysokiego naczynia wkładamy jednocześnie mascarpone, śmietankę,
przesiewamy cukier, wlewamy sok i miksujemy krótko, 
tylko do połączenia w gęsty krem.

Składanie tortu:
Dolny blat marchewkowy umieszczamy w tortownicy i zapinamy obręczą.
Smarujemy cieńką warstwą konfitury agrestowej i połową masy serowej. 
Przykładamy drugim blatem i czynności powtarzamy. 
Wierzch posypujemy drobno potartymi ciasteczkami korzennymi. 
Stanowią proste, idealne wykończenie tego ciasta, 
nadajac mu korzennego, pachnacego piernikiem i cynamonem charakteru.
Ja bardzo je lubię, natomiast wzorując się 
na wspomnianych klasykach marchewkowców
można ułożyć rozetkę z orzeszków. Smacznego!