Dobry dzień na urlop. Drugi dzień maja.
Któż nie przedłużył majowego weekendu, chylę czoło.
Gdyby nie potrzeba powrotu do Ostrawy,
poranną kawę piłabym w pospiechu z tymi, co na warcie zostali.
Ale koniecznym było zaopatrzenie się w produkty,
których u naszych sąsiadów w bród, u nas brak.
Poza tym, wizja spacerowania po uliczkach tego w sumie mało urokliwego miasta,
była silniejsza od chęci zaoszczędzenia kilku godzin urlopu.
Plan wykonany. Ulubiony sernik, kawa i brownie w tej samej, co zawsze kawiarni.
Spacer, zakupy wspomnianych artykułów
( spróbujcie znaleźć w rodzimych sklepach budyń pistacjowy,
cukier rumowy i dobry sos gulaszowy :).
Słabość do czekolady studenckiej mam już za sobą.
Brak pieczywa kminkowego wynagrodził kolejny kubek z czeskiej porcelany,
który trafił do sporej już kolekcji.
Zakupione czekolady, po powrocie trafiły między wafle.
W obiecany czekoladożercom piszinger.
Proponuję tą prostą, bardzo smaczną wersję.
Idealny sposób na zagospodarowanie czekolad, które od jakiegoś czasu zalegają gdzieś na półce. Sposób na wykorzystanie czekoladowych zająców, jaj, baranków,
Mikołajów i innych okolicznościowych, w złotka owiniętych postaci zwiastujących święta.
Wielkanoc za nami. Padło wiec na wielkie jajo.
Dzieło uzupełniły dwie czeskie czekolady.
Składniki:
4 czekolady ( dwie mleczne, dwie deserowe )
1 łyżka kakao gorzkiego
50 gram masła
1/3 szklanki śmietany kremówki 30 %
szczypta soli
Wykonanie:
Czekolady łamiemy na kostki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Do płynnej czekolady wrzucamy masło i mieszamy na gładko. Wlewamy śmietanę, dosypujemy kakao i szczyptę soli.
Mieszamy, aż wszystko idealnie się połączy w gęsty, gładki krem.
Studzimy chwilę, by zgęstniał i smarujemy wafle.
Przełożonego piszingera obciążamy ciężką książką ( niezawodna Sztuka Świata:))
i odstawiamy na cała noc. I gotowe.
Kroimy w kwadraty, romby, trójkąty, prostokąty. Można w coś jeszcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz