czwartek, 23 kwietnia 2020

Chałka deficytowa nadziewana dżemem


Dziś propozycja na delikatną, lekką i prostą w wykonaniu bułeczkę.
Receptura na drożdżowiaka, który w sobie ma niewiele, a smakiem ujmuje.
Drożdże instant, kefir, mąką, miód, niewiele cukru.
I resztki dżemu zajmującego miejsce w lodówce,
przy okazji znajdują tu zastosowanie.
Chwilka mieszania, zagniatania, wyrastania
i najprzyjemniejszy z zapachów wypełnia kuchnię o poranku.

Składniki: 

270 gram mąki pszennej
100 ml kefiru
50 ml wody
2 łyżeczki miodu
2 łyżki cukru
1 łyżka oleju
1/2 łyżeczka soli
2 łyżeczki cukru waniliowego
5 gram drożdży instant
ulubiony dżem lub powidło

Wykonanie:

Mieszamy w szklance ciepłą wodę z kefirem, miodem i olejem.
Do dużej miski przesiewamy mąkę, drożdże, cukier, cukier waniliowy i sól.
Wlewamy do suchych składników płyn ze szklanki,
mieszamy i zagniatamy ciasto dłonią, aż zacznie odchodzić od ręki.
Dość szybko uformuje się w zwartą, gładką kulę,
nie wymaga długiego gniecenia.
Jeśli to konieczne, można dosypać łyżkę, lub dwie mąki.
Miskę przykrywamy ściereczką lub folią spożywczą
i odstawiamy na około 50 - 60 minut, by podwoiło swą objętość.
Gdy urośnie, zagniatamy raz jeszcze
i odrywamy kawałeczki wielkości pingpongów,
rozpłaszczamy, nakładamy po łyżeczce dżemu i zlepiamy jak knedle.
Układamy obok siebie w dwóch rzędach w keksówce o długości około 23 cm.
Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 50 stopni - na 30 minut
i czekamy aż wyrośnie do brzegów formy.
Wówczas zwieszamy temperaturę do 180 stopni i pieczemy jeszcze 25 minut.
Wyciągamy po 5 minutach i studzimy.
Bułeczkę można jeść na dwa sposoby:
odrywać segment po segmencie, w każdym kryje się słodka wkładka.
Można kroić na grube kromki, by smarować je masłem.
Jest bardzo delikatna, puszysta.
Nie zawiera w zasadzie zupełnie tłuszczu, nie użyłam do niej jajek.
Przy tak skąpej ilości składników,
stosując ten przepis można upiec naprawdę smaczną drożdżówę
do zajadania z filiżanką kawy.
Polecam, nie tylko w chwilach przedzakupowej pustki lodówkowej.

Pochylając się nad deficytami w innych wymiarach, niż pustka lodówkowa..
Mając nieco więcej czasu, by go zapełnić czymś twórczym,
możemy eksperymentować kuchennie.
Możemy stać się elastyczni i innowacyjni, tworząc nowe receptury.
Może nawet dokonamy rewolucji w spojrzeniu na kwestię odżywiania.
Dotkliwsze natomiast są braki,  których nie sposób zrekompensować.
Przyzwyczajenia, od których odchodzenie czyni lukę,
której niczym nie wypełnimy.
Ograniczona przestrzeń, w której musimy egzystować,
odbiera możliwość doświadczania.
Spłyca świadomość tego, dzięki komu jesteśmy takimi, za jakich się uważamy.
W tym wymiarze deficyt najboleśnieszy.
Tęsknota za ludźmi dotąd wypełniającymi nasze przestrzenie.
Prywatne, zawodowe, domowe.
Za ludźmi uczestniczącymi w wydarzeniach
- wyczekiwanych, zaplanowanych lub przypadkowych.
Deficyt możliwości planowania.
Kolejnych stron kalendarza nie wypełniają podpunkty mniej i bardziej istotne.
Puste strony,  dotąd zapisywane listami zakupów, planami spotkań,
terminami wyjazdów, powitań, pożegnań.

Kalendarz stracił na ważności, choć daty są aktualne.
To, co w nim dawniej bywało zapisywane, wydawało się niezbędne. I było.
O tym nieskładnie właśnie klikam.
Deficycie tego, co wydawało się niezbędne.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz