niedziela, 12 grudnia 2021

Miodowe, korzenne, doskonałe pierniczki

Połowa grudnia. 
To ten moment, w którym już nie ma wykrętów.
Świąteczna play lista w tle, wyciągnięte foremki piernikowe z puszki, 
otwieranej w zasadzie tylko o tej porze roku. 
Zeszyt sprzed wielu sezonów grudniowych otwarty. 
Pierniczki.
Przepis, do którego wracam pomimo prób, 
czasem udanych, znalezienia równie dobrego.
Dziś polecam pierniczki uniwersalne. 
Doskonałe tuż po upieczeniu, zyskujące na wyrazistości z każdym dniem leżakowania.
Bez kakao, o pięknym miodowym kolorze, intensywnie korzenne 
( u mnie dominują goździki ).
Upiekłam znów i ponownie przypominam sobie 
dlaczego są strzałem w piernikową dziesiątkę.
Łudzę się, że wytrwają do świąt, 
choć słoik stoi w miejscu widocznym i wzrok ucieka..
I tak jakoś coraz więcej w nim pustej przestrzeni, pierników ubywa systematycznie.
Wypełnię go ponownie. W święta, albo i po.
Ciasto po zagnieceniu jest bardzo plastyczne, miękkie, 
w zasadzie nie wymaga podsypywania mąką przy wałkowaniu. 
Ale też - ten przepis nie należy do kategorii  "wymieszać, rozwałkować i upiec". 
Gotowe ciasto powinno spędzić noc, lub przynajmniej kilka godzin w chłodzie, 
a jego przygotowanie trzeba rozpocząć od karmelizowania cukru, 
co może wydawać się kłopotliwe. 
Ale, właśnie dlatego efekt końcowy jest - jaki jest. 
Przekonajcie się, polecam, zapraszam, zachęcam. 
Już teraz. I w Święta. I po. 
Za rok, w połowie grudnia znów przypomnę Wam, 
że już czas na ponowne rozpoczęcie tego maratonu :) 

Składniki:
250 gram mąki pszennej tortowej
1 pełna łyżeczka proszku do pieczenia
1 opakowanie przypraw piernikowych
szczypta goździków, anyżu
50 gram masła
1/2 szklanki miodu - jasnego
1/4 szklanki syropu klonowego ( można zastąpić miodem )
2 łyżki cukru dark muscovado
3 łyżki cukru białego lub trzcinowego
1 jajo rozmiar L
szczypta soli

Wykonanie:
Do rondelka wsypujemy cukier muscovado i biały, 
na małym ogniu powoli podgrzewamy, aż zaczną się rozpuszczać. Nie mieszamy.
Gdy staną się płynne, wlewamy syrop klonowy, 
miód i wsypujemy przyprawy korzenne. 
Gotujemy masę mieszając, aż cukry rozpuszczą się zupełnie 
( po dodaniu miodu mogą się zbrylić ).
Zestawiamy rondelek z palnika, dodajemy masło i mieszamy, aż się roztopi.
Przelewamy masę do większej miski i studzimy.
Jajko rozkłócamy w szklance ze szczyptą soli, 
wlewamy do wystudzonej masy i mieszamy trzepaczką. 
Teraz do mokrych składników przesiewamy mąkę 
wymieszaną z proszkiem do pieczenia.
Początkowo mieszamy łyżką, gdy ciasto zrobi się gęste - zagniatamy dłonią. 
Powinno stać się plastyczne, zwarte. 
Jeśli jest zbyt rzadkie, dosypcie odpowiednio więcej mąki. 
Gotową kulę ciasta wkładamy na kilka godzin do lodówki, najlepiej na 24 godziny.
Po tym czasie wałkujemy na grubość 0,5 cm ( cieńsze będą zbyt twarde ) 
i wykrawamy foremkami kształty.
Do tych pierniczków najlepiej sprawdzają się duże foremki, 
bez wąskich szczelinek i szczególików, 
ponieważ pierniczki puchną w trakcie pieczenia.
Ja niczym ich nie smaruję, jedynie ozdabiam niektóre orzeszkami włoskimi.
Pieką się dosłownie 9 - 10 minut w 180 stopniach. 
Trzeba je obserwować już po upływie 8 minut. 
Powinny się tylko delikatnie zarumienić, 
przepieczone na ciemny brąz będą twardawe po wystudzeniu.
I to wszystko. Studzimy na kratce kuchennej,
takie piękne, miodowo złote, pulchne, upychamy w słoik. 
Nie w puszkę. Zbyt ładne na puszkę.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz